Hej, hej!
Przybywam dzisiaj z pozytywnym nastawieniem i mocą twórczą! A tak na serio, to przychodzę pokazać Wam małe cudeńka. Kto interesuje się nowościami na rynku kosmetycznym – ten dobrze wie, że Inglot wypuścił nową kolekcję cieni. Znajdziemy tam ciepłe tonacje, mocno nasycone jak i zgaszone kolory. Sama formuła cieni również uległa zmianie. Jest mniej sucha, ale przede wszystkim dużo mocniej napigmentowana. Miłość od pierwszego wejrzenia
Cienie mam od połowy zeszłego roku więc sporo mogę o nich powiedzieć. Najważniejsze – szczerze polecam! Wraz z Makeup Geek oraz Zoeva tworzą moją ulubioną trójcę.
Tak prezentują się moje trzy kolory – fiolet nr 297, cegła nr 301 oraz bliżej niezidentyfikowany (sraczkowaty ?!?! ups!) nr 299.
Przechodzimy do makijażu. Jak to w smoky – istotne jest bardzo dokładne blendowanie kolorów. Na poniższych zdjęciach zaznaczyłam Wam, gdzie nakładałam dany cień, następnie łączyłam je ze sobą tworząc idealne przejścia. Potrzebny będzie także dobry czarny eyeliner. Mój to Maybelline – Lasting Drama oraz rozświetlający cień do wewnętrznego kącika – opcjonalnie. Mój to Makeup Geek – I’m peachless.
Oto makijaż. Ta dammmmm! Wewnętrzny kącik rozświetlam cieniem nr 1. Następnie nakładam cień nr 2 oraz wracam do nr 1 mieszając kolory. Zewnętrzny kącik przyciemniam nr 3, a wszystko rozblendowuję ku górze nr 4
Na dolnej powiece łączę tylko dwa kolory. Nr 1 oraz 3
Uzupełniamy wszystko eyelinerem, tuszem oraz opcjonalnie sztucznymi rzęsami et voila! Nie takie trudne, prawda?
Na koniec zaprezentuję Wam swatche wszystkich cieni na dłoni.
Do następnego!
Buziaki K.